strasznie mi jakoś dziś nostalgicznie, markotnie... a może tak już będzie w każdy poniedziałek?
apatia przyszła wczoraj wieczorem i nie puszcza, pokazałam jej drzwi, ale siedzi naburmuszona i ani myśli wychodzić.....
czuję się jakaś przytłoczona, przytłumiona...jakbym stała obok siebie
stoję, patrzę i nie widzę... nie widzę żadnych rozwiązań, same pytania, opcje, opcje, opcje...
kiedyś się śmiałam, że jedyne w moim życiu co jest pewne, to właśnie opcje...
za nic się nie mogę zabrać, a lista zaległości wydłuża się niemiłosiernie
dwa lata było dobrze i mam nadzieję, że nic nie wraca...nie teraz!
może to ten koczowniczy tryb życia, który prowadzę od dekady?
kiedy wreszcie poczuję się gdzieś "u siebie"?
może nadmiar obowiązków i poczucie wyzysku?
może newralgiczne zmiany w życiu prywatnym?
może wiosna?
mogę zgadywać, ale prawdy nie poznam
muszę poczekać, przeczekać, może się uda, może odejdzie....
położę się, może ona też zaśnie i przestanie mi siedzieć na ramieniu, bo tak bardzo mi ciąży, że aż się garbię....
Piękne słowa. Trzeba stawić czoła życiu. Zaabsorbować sobą świat. Zrzucić problemy na otoczenie. Może powiedzieć dość? Wsłuchać się w daleką ciszę, może to Twoja cisza? Dać jej czego chce. Wiedzieć czego chcę...
OdpowiedzUsuńmoże niekoniecznie absorbować sobą świat, ale uwierzyć w to, że w swoim życiu warto pokusić się o granie pierwszoplanowej roli...odnaleźć swoją ciszę, swój spokój- czy to możliwe? czy jesteśmy w stanie definitywnie i ostatecznie się określić? nie sądzę, ale nic nas tak nie wzmocni jak podejmowane próby... dziękuję za zajrzenie na mojego bloga:)
Usuń