środa, 30 listopada 2011

ołowianie

zasłuchana w dźwięki i słowa czuję, że cała jestem tą piosenką...
ze słowami Jana Wołka, muzyką Krzysztofa Ścierańskiego i wykonaniem Grażyny Łobaszewskiej

Kiedy od ciszy pęka głowa 
Żadne zdrowaś, żadna łza 
Lecz dajmy słowu dojść do słowa 
Rozminować co się da 
 
Który to dzień czy miesiąc już cichej wojny 
Tylko rzeczy wiążą nas i utarty podział ról 
Głęboki cień i Anioł Stróż niespokojny 
Zgięty w pas, wśród minowych żyje pól 
Wściekła złość, gorzki żal, słony ból 
 
Wiec dajmy słowu dojść do słowa 
Póki w głowach nikły blask 
Może się uda nie zwariować 
Boże prowadź, uwierz w nas 
 
W tym naszym dnie jest drugie dno, grząskie błoto 
Tu już nie ma walki wręcz i ustały burze krwi 
Mawiałeś, że milczenie to ponoć złoto 
Czemu więc tak jak ołów ciążą Ci  
Nasze dni, martwe dni, ciche dni 
Nasze dni, martwe dni, ciche dni 
 
W tym naszym dnie jest drugie dno, grząskie błoto...  

wtorek, 29 listopada 2011

w jednej drużynie


Żeby tylko umysł grał w tej samej drużynie, co ciało… żeby mnie nie zdradzał, nie odchodził, kiedy go najbardziej potrzebuję, wspierał… nie ma gorszego koszmaru niż niemożność dotarcia do siebie i jednoczesna tego świadomość…

niedziela, 27 listopada 2011

moje słowa w podzięce za Twoją obecność

 
Z listopadowego listu do przyjaciela... 
 
 
...nie martw się niczym, na wszystko przyjdzie czas, chociaż wiem, że są
chwile, że nadchodzi zwątpienie i obawa, że kiedyś jednak przyjdzie nam
zadowolić się namiastkami…ale nie ma co rozmieniać się na drobne i
"maleć w kim", trzeba po prostu cierpliwie czekać i wierzyć…To
jest bardzo ciężkie i czasami deprymujące…dużo też zależy do tego,
jakiego typu ludźmi jesteśmy… jedni wierzą w tzw. połówkę jabłka,
cierpliwie czekają i wierzą w taką „M”, która scali ich z
marzeniami, stworzy transcendentną energię pozwalającą trwać w
szczęściu i spełnieniu… to rodzaj ludzi, którzy boją się lub nie
chcą ryzykować, ludzi, którzy starannie ważą każde słowo, milion
razy przemyślą całą zaistniałą sytuację nim podejmą jakiekolwiek
kroki…wszystko chcą sprawdzić, upewnić się, lękają się spłoszyć
tę delikatną i czarowną chwilę…Ta grupa wyznaje zasadę, że nie
można przeżywać tego wszystkiego ciągle od nowa, nie wierzy w
powtarzalność wielkiego uczucia… uważa za nie fair, gdy mówi się 
te same słowa ciągle komu innemu, gdy odwiedza się te same
miejsca, słucha tej samej muzyki, tak samo spędza wakacje, porusza w
rozmowie te same tematy…jest jednak grupa osób, która lubi i chce
przeżywać stan zakochania permanentnie, która potrafi za każdym razem
oddawać się teoretycznie w całości…Łatwo przychodzą jej słowa,
obietnice, zapewnienia…Po pewnym czasie wypowiadają je już praktycznie
bezwiednie, nie skupiając się właściwie nad ich znaczeniem… Ludzie
należący do tej grupy nie zastanawiają się nad tym, jakiego
spustoszenia emocjonalnego mogą dokonać w psychice drugiego człowieka…
Wystrzegam się pustych słów, obietnic bez pokrycia, zapewnień z
ograniczonym terminem ważności…

W dzisiejszym świecie bardziej opłaca się być rozważnym niż
romantycznym…nie ma już miejsca na podniosłe słowa, uczucie bólu
egzystencjalnego czy retoryczne pytania o sens wszystkiego, co nas
otacza… ludzie stawiają na piedestale soma a nie psyche, zapominają,
że to osłabia i wyniszcza od środka… jeśli nie poświęcimy
odpowiednio sporej uwagi na tę uczuciową część naszego życia to
jedynymi pokrzywdzonymi będziemy my sami, jak długo żyjemy dla kogoś
tak długo istniejemy, odnajdujemy się w drugiej osobie dając Jej siebie,
o nic nie pytamy, nie stawiamy wymagań, warunków, terminów- po prostu
dajemy nie oczekując niczego w zamian, tylko bezinteresowna lokata
kapitału uczuciowego jest lukratywną inwestycją…

Nie możemy poddawać się w dążeniu do naszych ideałów, nie traćmy z
oczu marzeń i zamierzeń… przeważnie wszystko, na czym nam najbardziej
zależy przychodzi w najmniej spodziewanym momencie…wierzę w to, że
każdemu pisane jest szczęście, staram się nie używać wielkich
kwantyfikatorów, słowa „zawsze” i „ nigdy” nie tylko
niepotrzebnie generalizują, ale są też bardzo zimne- czasami chcemy je
słyszeć, ale we mnie wzbudzają przede wszystkim nieufność – 
„zawsze będę…”, „nigdy Cię…" etc. To jest tak, że marzysz o tym
by to usłyszeć, ale kiedy to już następuje to masz mętlik w głowie,
kłębią się pytania całkowicie gmatwające klarowność
sytuacji…chcesz się radować i boisz się…Dlatego mimo iż to
niepewne wolę słowa – „jesteś dla mnie w tej chwili…” Ludzie
pragną gwarancji na wszystko, nawet na uczucia, a może w szczególności
na nie…Ale tak na dobrą sprawę, to co nam daje taki rodzaj
zabezpieczenia? Nie można nikogo do niczego zmusić, zresztą czy
wymuszone uczucie miałoby jakąkolwiek wartość?

poniedziałek, 21 listopada 2011

wstydliwie zawstydzona...


15.11.2011

Bo dziś mnie spala wstyd za każde z moich słów
Wypowiedzianych byś odwrócił się
Bo dziś mnie spala wstyd za każdą z moich ról
Odegranych byś zauważył mnie
Bo dziś mnie spala wstyd
Za każdy dawny krok
Podjęty by dogonić cię


wtorek, 8 listopada 2011

leczę się rumem i czasem...jednak czas potrzebuje coraz więcej czasu z upływem czasu...


Myślę o Tobie na spacerze z psem
Gdy pod stopy lecą kasztany
Kiedy zalewam kubek herbaty z rumem
Gdy na koncercie ma dłoń szuka twej
Myślę o Tobie wywieszając pranie
I gdy piekę szarlotkę
Myślę wciąż bo boli mniej
Niż próby zapomnienia...

Najbardziej boli tęsknota za tym
Czego się nigdy nie miało..

środa, 2 listopada 2011

menu uczuć


Nie pytaj mnie jak Cię kocham
Bo to jak pytać o rozmiar wszechświata
Nie dopytuj jak Cię pragnę
Gdyż żar ten może spopielić nasze serca
Nie wnikaj czy to na zawsze
Bo tylko niepewni własnej wartości
Potrzebują gwarancji
Bierz, gdy daję
I nigdy nie oddawaj
Bo je złamiesz

wtorek, 1 listopada 2011

Parasolka nie chroni od łez..

Przelewają się uczucia przez serce i duszę, łączą, tworzą nowy byt....nawet zarys opowiadania potrafią stworzyć...


"Doskonale zdawał sobie sprawę , że jest czuła na słowa, że właściwie dobranymi może ją wynieść na szczyt bądź strącić w odmęty zapomnienia…nie wahał się wykorzystać tego narzędzia. Nie mogła mu zarzucić wyrachowania, zakładać, że chciał ją skrzywdzić… sama przecież kiedyś uważała, że prawdziwe są tylko słowa i uczucia danej chwili…. Z biegiem czasu zaczęła zauważać, że często jednakże prócz ładunku emocjonalnego nie niosą niczego więcej, nie niosą ze sobą prawdy… są zwykłym buntem, nietolerancją na nasze uczucia w danej chwili albo akceptacją zachcianek… w szczególności te słowa nocne i okraszone procentami… nie można do nich przywiązywać wagi, więc dlaczego tak boli, gdy okazują się tylko kaprysem, fantasmagorią?

Role się odwróciły. Nie pamiętała dlaczego kiedyś ich relacja rozmyła się jak we mgle… jakiś urywek rozmowy zza oceanu…Początkowo pragnęła pocieszenia i impulsu do zmian w swoim obecnym życiu… wmówiła sobie, że tylko on może jej pomóc… człowiek dobry, bratnia dusza, na drugim końcu tęczy, sam w niezdefiniowanej sytuacji…takie spotkanie zagubionych kochanków, bez ustalania zasad, bez wymagań… może nie podołała, może nie potrafiła właściwie określić swoich współrzędnych, swoich potrzeb, bo nie śmiała mieć oczekiwań……

**

„Nie zapomnij swojej parasolki” powiedział dość letnio, gdy przekraczali próg jego mieszkania. Skojarzyło się jej to z uwagą o zostawionej na umywalce szczoteczce do zębów, kierowaną przez mężczyzn do przypadkowych kochanek, których numerów telefonu nie chcą nawet zapisywać. Zlikwidować ewentualny pretekst do powrotu.
Bo przecież nie chodziło o deszcz. Tego deszczu, który zalewał jej duszę i sprawiał, że nie mogła wydobyć z siebie dźwięku nie mógł przecież słyszeć. W jej głowie jednorazowo wirowały wszelkie możliwe emocje, tak skrajne, że ich tarcie rozstrzeliwało jej serce iskrami. Tyle chciała powiedzieć, wyjaśnić, chciała go zatrzymać, chciała by ją wziął. Wziął całą, tak jak stała, z lękami i radościami, siłą i słabością, z jej potencjalną do niego miłością. Wiedziała, że nie cofnie czasu, że nie przewidzi wszystkiego, ale po raz pierwszy w życiu czuła ogromną potrzebę by postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować, przestać nieustannie kalkulować. Jak bezbronne szczenię, jak małe dziecko, szukała wskazówki, najmniejszego znaku. Wpatrywała się w jego oczy, by móc nosić ten obraz pod powiekami przez następne dni, miesiące, lata….tak jak kiedyś…

Niedojrzałość emocjonalna… zbyt dobrze znała jej definicję by sobie pozwolić na typowe dla niej destrukcyjne zachowania, chociaż każdą komórką pragnęła wykonać ruch, który mógłby usprawiedliwić przeszywający ją ból…..Tak jak zeszłej nocy, gdy poszła do baru z nieznanym mężczyzną, bo wiedziała, że taniec nieposkładanych myśli nie pozwoli jej skosztować spokojnego snu….

Czuła paraliżujący głód, głód kontaktu z nim, głód jego słów i ciała. Im bardziej okazywał się niedoskonały, tym bardziej pragnęła się nim nasycić. Nie chciała wiele, kilku chwil więcej w jego ramionach…. Chwil, które pozwoliły jej przypomnieć sobie, że jest zdolna do odczuwania, że chce nie tylko dawać ciepło, że i ona pragnie je otrzymać… pragnęła oddać mu całe swoje wewnętrzne słońce.
Kiedyś napisała „uczucie wypalające od środka nie jest darem”. Zapamiętał ten wers. To był klucz do jej serca. Tym razem zamknięto je od zewnątrz…… "